
W 1963 przed siedemnastoletnim młodzieńcem – Zbysławem Markiem Maciejewskim – otwierają się drzwi wymarzonej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Od początku odczuwał siłę swego talentu, którego rozwój biegł jakby dwoma torami. Z rezerwą podporządkowywał się lansowanym wówczas na uczelni tendencjom artystycznym, poza nią powracał do ulubionych tematów i formalnych rozwiązań malarskich, solidnie wypracowanych w swojej licealnej młodości. Tę artystyczną przekorę zachował do końca. Był malarzem na wskroś nowoczesnym, zachowując zarazem pełen szacunek do klasycznie pojmowanego malarstwa jako sztuki rzeczywiście pięknej. W twórczości czuł się zawsze człowiekiem wolnym, niezależnym i wiernym samemu sobie. Nie ogłaszał manifestów, nie zabiegał o względy krytyków sztuki i dziennikarzy. Nie interpretował swoich dzieł. To zadanie pozostawiał widzowi. Powtarzał często, że malarstwo jest sztuką milczenia. Twórca oferuje działającą na wzrok przedstawieniową kompozycje wizualną, która może przemówić, gdy skupi uwagę odbiorcy, poruszy jego wyobraźnię i pozwoli z warstwy przedstawieniowej wydobyć i zwerbalizować odczucia oraz odczytać zaszyfrowane znaczenia. Dlatego też malowanie obrazu traktował jak solidne przygotowanie aktora do występu na scenie, na której musi dać z siebie wszystko, by wywołać aplauz widowni. Emocje wyznaczały jego temperament kolorystyczny w obrazach, umysł – logikę, precyzję, perfekcję prowadzonej linii w rysunku. O procesie twórczym powiedział kiedyś: „Emocja niesie, cierpliwość rodzi się po drodze”.
Jego sztuka to dwa przeplatające się nurty. Jeden z nich – studyjny obejmuje obrazy na płótnie i rysunki wymagające niezwykłej dyscypliny, skupienia i katorżniczej pracy; drugi – prace na papierze, spontaniczne, malowane w naturze, w czasie wyznaczanym przez zmienne właściwości światła umykającego dnia.
Tryumfalny marsz przez państwowe i prywatne salony sztuki rozpoczął w 1973 roku swą pierwszą indywidualną wystawą zorganizowaną w Muzeum Teatralnym w Krakowie. Dzięki niej powrócił znowu do Akademii, zasilając grono jej pedagogów. Jego osiągniecia artystyczne szybko wyznaczały kolejne szczeble awansu. Najmłodszy student w Akademii już jako nauczyciel w 1989 roku został także najmłodszym wśród malarzy profesorem belwederskim.
W salonach warszawskich pokazał swoje malarstwo prawie ćwierć wieku temu w Galerii Kordegarda (1991) i w Galerii A. B. Wahl (1995). Trudno ogarnąć zasięg tematyczny jego dzieł. Wielkie płótna tworzą galerię pięknych kobiet, ludzi kultury, autoportretów. Niczym na scenie teatru występują aktorzy uwikłani w przedziwne relacje, pełne zagadek dążenia ludzkie, zaś mali bohaterowie odgrywają rolę władców. W innych scenach zagubione księżniczki, dziecięce igraszki, korowody i taneczne kręgi, skupiają uwagę, prosząc o odkrycie tajemnic ich bytu.
Pokaźny dział jego prac to erotyki „ogród rozkoszy ziemskich” – obrazy pożądania i ekstatycznych uniesień. W dialogu z naturą nasz strażnik piękna, mistrz światła i koloru tworzy jak kompozytor. Jego płótna zapełniają pełne blasku i wyszukanej kolorystyki ogrody, portrety kwiatów, krzewów i drzew. Te pełne emocji barwne symfonie lub drobne etiudy emanują energią, angażują. Bo Maciejewski rozdaje optymizm. A widzowie wpraszają się do jego ogrodów, znajdują w nich ukojenie, przeżywają swoiste katharsis z udręki, beznadziei i szarzyzny życia.
Czesław Rzońca
Dołącz do wydarzenia na Facebooku
Zbysław Marek Maciejewski, Spojrzenie na przeszłą chwilę tempera i akryl na płótnie, 200 x 137 cm, 1981