Poezję Tadeusza Różewicza smakuję. Niezwykle esencjonalna, oszczędna w geście, a nasycona, załamująca rzeczywistość jak mieniący się wieloma płaszczyznami kryształ, wymaga skupienia i zatrzymania nad każdym wersem. Jakaż to przyjemność!...
Zagłębiając się w jego teksty przy okazji naszej wystawy, spotkałem ponownie kilka, które w szczególny sposób wpisują się, tak czuję, w ten czas i moje dzisiejsze postrzeganie całej obecności Mistrza w świecie naszej kultury – naszego społeczeństwa.
Różewicz sam w autokomentarzach, ale także własnych odniesieniach do sztuki poetyckiej jako takiej, kreślił swoje odczuwanie literackiego słowa, układanego według tego wyjątkowego wzoru. W poezji współczesnej widział „walkę o oddech” – a trudno oprzeć się wrażeniu, że całe jego życie było taką właśnie walką; czerpał inspiracje z twórczości wcześniejszych mistrzów, wzywał do czytania Norwida… Dziś, w stulecie jego urodzin, wzywam, wzywamy do czytania Różewicza. Tak właśnie rozumiem kreowanie i rozwijanie kolejnymi ogniwami tego łańcucha zapewniającego ciągłość kulturową…
Kto jest poetą
poetą jest ten który pisze wiersze
i ten który wierszy nie pisze
poetą jest ten który zrzuca więzy
i ten który więzy sobie nakłada
poetą jest ten który wierzy
i ten który uwierzyć nie może
poetą jest ten który kłamał
i ten którego okłamano
poetą jest ten co ma usta
i ten który połyka prawdę
ten który upadał
i ten który się podnosi
poetą jest ten który odchodzi
i ten który odejść nie może
***
Dwoistość natury w jednoczesnym jej najgłębszym zespoleniu… Ten wiersz jest dla mnie jednym z najważniejszych tekstów Tadeusza Różewicza – nie tylko dlatego, że jest szczególnego rodzaju „samostanowieniem”. Ogniskuje w sobie to wszystko, co w jego twórczości najważniejsze: lapidarność wypowiedzi i zarazem jej niezwykłą poetyckość. Mocny przekaz ujęty w formę tak lekką, zdawałoby się, unoszącą się miękko ponad tym, co przyziemne… Głęboki sens, puentowany niepozorną frazą, w której jest wszystko.
Tadeusz Różewicz należał do jednego z najbardziej naznaczonych pokoleń Polaków. Urodzony w 1921 roku, w czasie II wojny światowej walczył w oddziałach leśnych. Arcywrażliwy, angażował się głęboko, jednocześnie stawiał pytania. Nie przestał tworzyć nawet w skrajnych warunkach. Słowem, poetycką frazą szukał porządku w świecie, który kazał mu doświadczać najbardziej dramatycznych, tragicznych zdarzeń i emocji. Dekady powojenne: poczucie wykorzenienia, potrzeba rozliczenia się z bolesną przeszłością, mierzenie się z wojenną śmiercią brata – tak ważnej w jego biografii postaci, szukanie własnej drogi twórczej i życiowej. Którędy…?
***
Druga tajemnica poety
poeta ma lat 90
i ma lat 9
i ma lat 900
albo ma lat 80
ma lat 8
i ma lat osiemset
***
Pozorna fraszka, dialogująca abstrakcyjnie z pierwszym tekstem. Zwodnicze rozproszenie, a tak naprawdę otwarcie rzeki myśli. Tajemnica zostaje zachowana, ale każdy może odkrywać ją na własną rękę, sam dla siebie, sam wobec świata i sam wobec siebie.
Sztuka poezji, jak sztuka rzeźby, jest szukaniem formy, wykrawaniem z neutralnej bryły zachwycającego kształtu; odrzucaniem wszystkiego, co mogłoby być nadmiarem, by pozostać z tym, w co wpisany jest najgłębszy sens. Wtedy jest szansa na otwarcie: na przeżycie, refleksję, wartości, które odnajdując podążamy drogą pełnego człowieczeństwa.
Różewicz wielką wagę przywiązywał do kwestii struktury – struktury literackiej, choć łatwo przełożyć tę myśl na rzeczywistość dzieła innych sztuk; wiersz widział jako integralną formę o niezwykle precyzyjnie dobieranych składowych, z których każda miała jasno przypisaną rolę i niezwykle istotne znaczenie, będąc niezbywalnym elementem twórczej konstrukcji. Podkreślał jednocześnie, że integralność i doskonałość formy nie oznaczają, że w wierszu jest poezja. A to ona jest wartością absolutną. Ona jest celem, spełnieniem, nadzieją…
***
W teatrze cieni
Z pęknięcia
między mną i światem
między mną i przedmiotem
z odległości
między rzeczownikiem i przymiotnikiem
próbuje się wydobyć
poezja
musimy wytworzyć
sobie takie narzędzia
ukształtować takie formy
aby zaczepić o mnie
i słowo
jak o dwa brzegi
które oddalają się
bez przerwy
rozdzierana
próbuje jeszcze raz
zbliżyć
porównać
połączyć
wydobywa się
na powierzchnię
odchodzę
***
Symbolicznie przywołany teatr przyciąga jak magnes i wbrew wszelkim przesłankom na moment, ulotną chwilę, czytam go dosłownie. Zanim się obejrzę, rozsypuje mi się w rękach szkatułkowa układanka, aż nadmiar swobodnie rozwija się zabawa w skojarzenia, multiplikowane odbicia, napędzające się wzajemnie sensy.
Dałem się załapać w zastawioną przez Poetę pułapkę. Ta podróż donikąd ma jednak także swój zamierzony walor – tu bowiem nic nie jest przypadkowe, wszystko jest doskonale obliczone i przewidziane. Być może paradoksalnie, mnie zawsze niezwykle blisko było od poezji do matematyki. Królowe sztuk – twórczych i naukowych… obie łakną elegancji, w obu kluczowy jest sens, obie stawiają pytania i szukają odpowiedzi… Obie bywają niezrozumiane i obie fascynują.
Przewrotne „odchodzę” na zakończenie – przeciwnie: jest obecny bardziej niż kiedykolwiek. I doskonale o tym wie…
***
Jak dobrze
Jak dobrze Mogę zbierać
jagody w lesie
myślałem
nie ma lasu i jagód.
Jak dobrze Mogę leżeć
w cieniu drzewa
myślałem drzewa
już nie dają cienia.
Jak dobrze Jestem z tobą
tak mi serce bije
myślałem człowiek
nie ma serca.
***
Ukojenie? Chciałoby się tak myśleć. Ale czy aby na pewno?...
To jednak nie najważniejsze. To, co istotne, to ten moment. Chwila oddechu, zatrzymania niosącego ulgę; łaskawy czas, w którym jest jakby jaśniej, spokojniej, być może nawet – bezpiecznie…?
Nadzieja podszyta doświadczeniami, łamiącymi wiarę w tę lepszą stronę świata, ranami, które nigdy do końca się nie zabliźnią, jest jak nieśmiała myśl o szczęściu. Kruchym. Ulotnym jak słowo. Kuszącym, jak słodki owoc.
Więc jest dobrze…? Czy też wręcz przeciwnie?
Nie trzeba odpowiedzi.
Waldemar Dąbrowski
Dyrektor naczelny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej