Był postacią, powiedziałoby się dziś, kultową, jak kultowe było jego mieszkanie w starej kamienicy na Wiejskiej, gdzie przychodziła toute Varsovie, która jeszcze wówczas nie była warszawką. W środku z nieodłącznym papierosem, sam Jerzy, z wykształcenia architekt, z talentu malarz, z umysłu erudyta. Wielki meloman, który sam nauczył się czytać nuty i grać, zapraszał też do siebie ludzi muzyki, niezapomniane były spotkania u niego przy okazji Warszawskich Jesieni, gdzie trafiali też goszczący wówczas w Warszawie kompozytorzy i wykonawcy ze świata. Takich ludzi renesansu jak Jerzy już nie ma.
Malarstwo Jerzego Stajudy jest abstrakcyjne, ale pełne podtekstów, subtelne i poetyckie. Mawia się o jego muzyczności, może dlatego, że poszczególne prace są zwykle utrzymane w jednej tonacji barw, ale z wieloma niuansami. Akwarele powstawały w sposób intuicyjny, improwizacyjny: rozlewanie na papierze barwnego tuszu, przesuwanie stalówką, by uzyskać linie konstrukcyjne (widziałam ten proces na żywo). Niektóre z akwarel służyły potem jako podstawy do obrazów olejnych. Ja obcuję z tą sztuką na co dzień, będąc w posiadaniu akwarel Stajudy (11 małych i 1 duża), ale nigdy się nią nie nudzę, bo nie sposób się nią znudzić. Dlatego wszystkim wystawę polecam.
Cytaty pochodzą z bloga Doroty Szwarcman Co w duszy gra i z rozmowy z TW-ON