Naszą plenerową wystawą w Ogrodzie Saskim pragniemy przypomnieć niezwykły teatr, który znajdował się tu do 1939 roku. Teatr Letni – bo tak się nazywał – zaczęto wznosić w marcu 1870 roku, na miejscu, zwanym „wielkim trawnikiem”. Powstał w odpowiedzi na zapotrzebowanie szybko rozwijającej się wówczas Warszawy, z rosnącą liczbą mieszkańców, a ci oprócz pracy i szansy jaką dawało im życie w mieście – pragnęli także rozrywki. Dzieje tego budynku pokazują któryś już z kolei raz trwałość wszelkich prowizorek. Wznoszono go z myślą o rychłej rozbiórce, przeniesieniu w inne miejsce i zbudowaniu tu gmachu trwalszego, z materiału wytrzymalszego od drewna. Stało się inaczej.
Drewniany budynek wzniesiono błyskawicznie, gotowy był bowiem już w czerwcu tego roku. Wysoki na 25 metrów, zajmujący niemal regularny kwadrat o powierzchni 42 na 46 metrów, górował nad okolicą. Scena swoją wielkością powtarzała niemal dokładnie scenę Teatru Wielkiego – bowiem w Teatrze Letnim planowano w letnich miesiącach wystawiać opery w dekoracjach przenoszonych tu z gmachu przy Placu Teatralnym. Warszawiacy przyjęli nowy gmach z mieszanymi uczuciami. Właściwie od chwili powstania nie podobał się nikomu. „Buda”, „barak”, „kurnik” – warszawiacy nie szczędzili Teatrowi Letniemu inwektyw. Czy słusznie? Drewniane teatry nie były w ówczesnej Warszawie niczym nadzwyczajnym, z drewna wznoszono wówczas sceny, na których grały teatry ogródkowe.
Inauguracyjna premiera odbyła się 17 lipca 1870. Z kanału orkiestry i ze sceny rozbrzmiała Piękna Helena Offenbacha. Chwalono akustykę i przytulność sporej przecież, bo liczącej ponad 1500 miejsc widowni. Mówiono nawet, że drewniana, pomalowana na jasnopistacjowy kolor sala ma warunki akustyczne dobrych skrzypiec. Dźwięk rozchodził się w niej idealnie. Nic też dziwnego, że Teatr Letni szybko zaczął służyć muzyce. Szybko stał się atrakcją Warszawy. Pod jego drewnianymi ścianami gromadzili się przechodnie, by za darmo słuchać muzyki wykonywanej podczas granych w środku przedstawień.
„Drewniana buda” – tak bowiem z niechęcią nazywano Teatr Letni – służyła miastu przez niemal 70 lat. Grywali na niej najwybitniejsi, tu fetowano Helenę Modrzejewską, tu w późniejszych latach wystawiano repertuar najlżejszy, co na trwałe określiło charakter Teatru Letniego – miał bawić. Jednak i on gościł na swej scenie muzę poważniejszą. Po pożarze Teatru Rozmaitości w 1919 roku Teatr Letni był jego zastępczą sceną. W okresie Dwudziestolecia Międzywojennego na trwałe określono jego przeznaczenie – był sceną o charakterze rozrywkowym, grywano tu głównie komedie i farsy, co nie przyczyniało „drewnianej budzie” dobrej opinii wśród ówczesnych publicystów, choć zjednywało Letniemu wierną widownię.
Śpiewali w nim najwybitniejsi artyści tamtych czasów: Józef Redo, Władysław Szczawiński, Rufin Morozowicz, Lucyna Messal, jako śpiewaczkę w początkach jej wspaniałej kariery scenicznej można było tu usłyszeć Mieczysławę Ćwiklińską. Wróciła później na deski Letniego – już jako aktorka farsy i komedii. Tu bawił publiczność Antoni Fertner – jeden z największych komików w historii polskiego teatru. Lista wielkich artystów, którzy stanęli na scenie w Ogrodzie Saskim starczyłaby na osobną książkę.
Ostatnie dane tu przedstawienie zespołem realizatorów uszlachetniło Teatr Letni i wpisało się w jego męczeńską legendę. 2 września 1939 Leon Schiller zdążył w nim jeszcze bowiem wystawić Serce w rozterce czyli ślusarza widmo Nestroya w adaptacji Juliana Tuwima ze wspaniałą scenografią Teresy Roszkowskiej.
A potem przyszedł szybki kres istnienia „drewnianej budy”. 4 września na mocy rozkazu warszawskiej policji – umieszczono w Teatrze Letnim… skład amunicji! Łatwo było przewidzieć skutki tej decyzji. 9 września 1939 roku teatr, trafiony bombą, nie tyle spłonął doszczętnie – co zniknął z powierzchni ziemi w gigantycznej eksplozji i ognistej chmurze.
Ponoć jedynym pozostałym po nim śladem była strasząca przez dłuższy czas, ocalała żeliwna tabliczka z napisem głoszącym – o ironio – „Palarnia”.
Upływ czasu przewartościowuje estetyczne osądy. Wyobraźmy sobie dziś, w miejscu, w którym się znajdujemy tego drewnianego olbrzyma z filigranowymi galeryjkami, które oświetlone wieczorem przydawałyby temu miejscu prawdziwego uroku, gwar publiczności śpieszącej na przedstawienie…
Dziś bryła Teatru Letniego, tak wyszydzana i niedoceniona w swoich czasach, zapewne cieszyłaby oczy, jego charakterystyczna sylwetka byłaby ozdobą tej części naszego miasta.
Fragmenty tekstu towarzyszącego wystawie autorstwa Tomasza Mościckiego