Opery i "Szekspiry" tworzyły dwa przeciwstawne bieguny teatralnej twórczości artystki. Pierwszy, zdominowany duchem muzyki, zachwycał lekkością dekoracji, lotnością postaci, urzekał wdziękiem, nierzadko również dowcipem ukształtowania kostiumów, barokową stylizacją i przepychem tkanin bądź graficznym żartobliwym skrótem. Fantastyczne kształty sukien i płaszczy, pawie ubarwienie scenografii, ptasie maseczki i nakrycia głowy sprawiały, że świat tancerzy i śpiewaków zdawał unosić się w powietrzu, wzbijał się wraz z dźwiękami muzyki ponad scenę. Szekspirowskie inscenizacje Wierchowicz zdominował żywioł ziemi. Napiętnowani nim bohaterowie, sensualni do bólu, zdawali się podejmować tragiczne próby wyrwania się z więzień swych ciał, zwykle jednak ginęli w zwojach przygniatającej ich materii. Ten świat także wyposażony został przez Wierchowicz w ptasie atrybuty – powiewał skrzydłami sukien i płaszczy. Kobiety z wdziękiem przekrzywiały małe, gołębie główki, a mężczyźni prężyli upierzone ramiona i torsy. Tu jednak siła ciążenia okazywała się absolutnie bezwzględna, nie pozwalała nikomu wznieść się ponad ziemię. Zofia Wierchowicz uparcie badała w "Szekspirach", kładący się cieniem na ludzkiej cielesności i duchowości, mroczny aspekt ziemi – wnoszący rozkład, rozdarcie i nieuchronność śmierci, symbolizujący kres, zwieńczenie wszelkich form istnienia i niezwiastujący kolejnych. Brutalność materii, którą kreśliła swoje szekspirowskie inscenizacje - surowe, jakby spleśniałe dechy, rdzewiejąca blacha, szaro-zgniłe szmaty wszelkich gatunków, surowa w fakturze juta, zmurszała siatka, a wreszcie piasek, żwir i grudy ziemi z wyłaniającymi się z nich piszczelami – przekreślała wszelkie nadzieje, tęsknoty i trud podejmowany przez potykających się o nią bohaterów.
(Ewa Dąbek-Derda, Pośród nielotów)