Była gwiazdą baletu Opery Warszawskiej i primabaleriną Opery Poznańskiej.
Występowała także na scenach Moskwy, Paryża, Monte Carlo, Oslo, Sztokholmu i Helsinek.
Uosobienie piękna, wdzięku, skromności, elegancji, uroku osobistego i pokory wobec sztuki.
Pozostanie legendą polskiej sceny baletowej.
Waldemar Dąbrowski i Krzysztof Pastor
z zespołami Teatru Wielkiego - Opery Narodowej
oraz Polskiego Baletu Narodowego
***
OLGA SAWICKA (1932-2015) występowała w Warszawie tylko osiem lat, jeszcze na scenie Opery Warszawskiej. Ale pozostawiła po sobie wspomnienie wrodzonego piękna i niepowtarzalnej osobowości scenicznej. Gościła w partii Giselle na scenie moskiewskiego Teatru Bolszoj, koncertowała w Paryżu i Monte Carlo, jednak po powrocie do kraju nie było już dla niej miejsca na scenie warszawskiej. Zakończyła karierę jako primabalerina Opery Poznańskiej. Miałem szczęście oglądać Olgę Sawicką pod koniec jej kariery scenicznej. Jako Giselle była u nas niezrównana, a w neoklasycznych baletach Conrada Drzewieckiego ujawniała wielką klasę współczesnej baleriny. Wspomnienie jej tańca pozostało we mnie do dzisiaj...
Była bez wątpienia najwybitniejszą polską tancerką swoich lat, mimo że podstaw tańca uczyła się krótko i w pośpiechu, jak całe jej pokolenie tuż po wojnie. Po roku w przyoperowej szkole baletowej, występowała już w repertuarze Opery Poznańskiej (1947-1949). W dwa lata później przeniosła się do Opery Śląskiej i została solistką, choć królowała tam wtedy jeszcze Barbara Bittnerówna. Występowała jako Colombina i Zosia w Cagliostrze w Warszawie, tytułowa Złota Kaczka i Maria w Fontannie Bachczysaraju.
Od 1953 roku do końca roku 1961 była już jedną z czołowych solistek Opery Warszawskiej, uznaną szybko za zjawiskowy talent baletowy. Tańczyła wszystkie główne role ówczesnego repertuaru: Swanildę, Julię, Odettę i Królową Podziemi – w wersjach choreograficznych Leona Wójcikowskiego (Coppelia), Jerzego Gogóła (Romeo i Julia) i Stanisława Miszczyka (Jezioro łabędzie, Pan Twardowski). „Jest brylantem czystej wody – pisała o niej opiniotwórcza Tacjanna Wysocka – błyszczy i promieniuje. Talent Sawickiej jest właśnie promieniujący, sugestywny. Kiedy jest na scenie, na widowni zapanowuje jakaś specjalna cisza, emanuje od niej jakaś przedziwna czystość i prawda – są to cechy niewątpliwego talentu”.
Nic dziwnego, że szybko zainteresował się nią film i telewizja. Najpierw pojawiła się w kilku epizodach w filmie Warszawska premiera Jana Rybkowskiego. Potem zgrała jedną z głównych ról w Uczcie Baltazara Jerzego Zarzyckiego, u boku samej Niny Andrycz. Kreowała też główną rolę w sztuce telewizyjnej Julietta ze snów Georgesa Neveux mając za partnera wielkiego Stanisława Jasiukiewicza. Była o krok od kariery aktorskiej.
Jednak pozostała baleriną – to był jej świat i pasja, jej prawdziwe powołanie. Opinie Wysockiej, uważnej obserwatorki osiągnięć artystki, mówią same za siebie: „Po balecie Romeo i Julia publiczność warszawska zrozumiała, że scena stołeczna jest w posiadaniu wielkiego talentu. Wystawienie baletu Jezioro łabędzie i wykonanie przez Sawicką roli Odetty opinię tę jeszcze mocniej utwierdziło, podniosło. Bo wydaje się, że Sawicka stworzona jest do wcielenia pierwszoplanowych postaci baletów Czajkowskiego. Pierwszą cechą charakterystyczną tancerki jest szczerość i liryzm w skali najszerszej: od beztroskiej radości (Swanilda) poprzez smutek i dziewczęcą tęsknotę (Odetta) do głębokiego tragizmu (Julia). Druga jej cecha to muzykalność, dzięki której interpretuje ona bezbłędnie całą melodyjność muzyki Czajkowskiego, odzwierciedlając w geście, mimice, w każdym nachyleniu głowy jej najsubtelniejsze odcienie. Cecha trzecia to wyjątkowo piękne i harmonijne warunki zewnętrzne, ujmujące i zniewalające widza. A wszystko to dałoby się określić, zamknąć w jednym słowie: talent. Tak, młody, piękny, rzadko spotykany talent”.
W 1956 roku komunistyczna Polska otworzyła się nieco na świat, co umożliwiło artystce pierwsze występy na scenach zagranicznych. Najpierw pojechała do Helsinek, Oslo i Sztokholmu, by tańczyć fragment z Romea i Julii oraz Adagio Odetty z Jeziora łabędziego. Okazała się prawdziwym odkryciem dla skandynawskiej krytyki i publiczności. „Dziewczyna, która cała jest poematem” – pisano o niej w Helsinkach. Rok później wystąpiła gościnnie w partii Odetty-Odylii z zespołem Teatru Narodowego w Pradze. Rok 1957 roku przyniósł również artystce kilkumiesięczne stypendium w Paryżu. Wyjechała tam ze swym scenicznym partnerem Stefanem Wentą. Studiowali taniec klasyczny u Lubov Egorovej i Victora Gsovsky’ego. Na zaproszenie Serge’a Lifara wzięli udział w galowym koncercie baletowym w słynnej Salle Pleyel, tańcząc obok gwiazd Opery Paryskiej. Zaowocowało to zaproszeniem artystki na występy z francuską grupą Étoiles de Paris, zorganizowaną przez znakomitego tancerza Milorada Miskovitcha. W pierwszych miesiącach 1958 roku występowała z tym zespołem we Francji, Niemczech, Belgii i Szwajcarii, tańcząc w programach koncertowych partie Odetty i Julii, a w Monte Carlo wystąpiła w wieczorze galowym obok najsłynniejszych europejskich gwiazd baletu: Margot Fonteyn, Ivette Chauviré, Claire Sombert, Jeana Babilée, Milorda Miskovitcha i Michela Somesa. Świat stawał przed nią otworem.
Olga Sawicka wróciła jednak do Warszawy i już jesienią tego roku kreowała główną rolę Amelii w nowym balecie Tadeusza Szeligowskiego Mazepa według Słowackiego w choreografii Stanisława Miszczyka. Partnerowali jej trzej czołowi wówczas soliści: Stanisław Szymański, Witold Borkowski i Zbigniew Kiliński. Wiosną 1959 roku znów powróciła do Monte Carlo i Paryża, ale tym razem z całym baletem Opery Warszawskiej. Tańczyła Amelię w Mazepie. „Trzeba zobaczyć Olgę Sawicką – pisano w „Le Figaro” – poezję, która stała się tańcem, tancerkę o technice tak doskonałej, że się o niej zapomina, poruszającą się w przestrzeni jak Sylfida Teofila Gautier”. Inny krytyk dodawał w „Le Carréfour”: „Olga Sawicka to wspaniała artystka. Liryczna, niezwykle harmonijna, skupiona i jednocześnie pełna ekspresji, mająca najpiękniejsze w świecie ręce, płynność, słodycz, muzykalność. Powinna dać się porwać przez któryś z wielkich zespołów: Balet Bolszoj w Moskwie, Sadler’s Wells w Londynie lub Grand Opéra w Paryżu”.
Nie dała się porwać. Znów powróciła do Warszawy, gdzie... nie obsadzono jej w realizowanym właśnie przedstawieniu Giselle. Ze Stanisławem Szymańskim i Bogdanem Bulderem, reprezentowała jeszcze Polskę na VII Światowym Festiwalu Młodzieży w Wiedniu, a w 1960 roku, wraz z Feliksem Malinowskim, skorzystała z kilkumiesięcznego stypendium mistrzowskiego w Teatrze Bolszoj. Pracowała tam pod okiem wybitnych pedagogów, obok gwiazd baletu rosyjskiego: Galiny Ułanowej, Olgi Lepieszynskiej, Mai Plisieckiej, Raissy Struczkowej, Jekatieriny Maksimowej. Tam również zyskała uznanie, skoro otrzymała propozycję występu w partii tytułowej Giselle na moskiewskiej scenie. Była jedyną polską baleriną, która w XX wieku dostąpiła takiego zaszczytu, a w ślad za tym zatańczyła jeszcze Giselle w Tbilisi, Erewaniu i Wilnie. Dopiero po powrocie otrzymała wreszcie możliwość pokazania się w tej partii na scenie warszawskiej. Później wystąpiła jeszcze w roli Królowej Miedzianej Góry w premierze balecie Kamienny kwiat, na wyraźne życzenie choreografa Aleksandra Tomskiego. I raz jeszcze potwierdziła swój kunszt techniczny, wrodzony liryzm i wielkie zdolności dramatyczne.
Niespotykany talent i ujmująca indywidualność artystyczna baleriny zyskiwały jej coraz większą popularność u krytyki i publiczności, ale zagraniczne sukcesy baleriny wzbudzały także niechęć jej lokalnych konkurentek. Był to jeszcze czas, kiedy o pozycjach czołowych artystek baletu w większym stopniu decydowały zakulisowe układy, aniżeli autentyczna wartość artystyczna. Olga Sawicka coraz trudniej znosiła tę atmosferę, co ostatecznie zniechęciło ją do dalszej pracy. Kiedy więc pod koniec 1961 roku nowy dyrektor Bohdan Wodiczko reorganizował zespoły Opery Warszawskiej, przygotowując je do objęcia odbudowanego Teatru Wielkiego, i w pierwszej kolejności zaproponował nowy kontrakt Oldze Sawickiej, artystka podziękowała za pracę. Wyszła za mąż za Francuza i ponownie wyjechała do Paryża w nadziei na spokojne życie rodzinne. Szczęśliwie nie zaprzestała tam praktyki zawodowej, bo małżeństwo okazało się nieudane.
Po powrocie artystki do kraju w 1963 roku nie zaproponowano jej już pracy w Teatrze Wielkim. Bohdan Wodiczko nie był już dyrektorem, a jego następcy – ulegając środowiskowym koteriom – nie podjęli najmniejszych starań o pozyskanie gwiazdy dla sceny warszawskiej. Została więc primabaleriną Opery Poznańskiej i występowała tam przez następne dziesięć lat, ściągając na przestawienia swoich fanów z całego kraju. Przyjazd Olgi Sawickiej do Poznania zbiegł się z objęciem dyrekcji tamtejszego teatru przez Roberta Satanowskiego i kierownictwa baletu przez Conrada Drzewieckiego, który zapoczątkował wtedy w Operze Poznańskiej swój najciekawszy okres twórczy. Artystka powtórzyła tam swój sukces w roli Julii (tym razem w przedstawieniu Witolda Borkowskiego) oraz w partii tytułowej Giselle. „Sądzę, że partia Giselle jest życiową rolą Olgi Sawickiej – komentowała przedstawienie Tacjanna Wysocka. Jest w niej czarująca, wzruszająca, urzekająca. I inteligentna. Akt I kończy się sceną obłąkania. (...) W tej scenie Sawicka była tak prosta, tak szczerze zawiedziona, tak bezbronna i skrzywdzona, iż osiągnęła wyżyny sztuki. (...). To balerina-étoile godna tańczyć ten najznakomitszy balet epoki romantyzmu”. I tańczyła tę partię wiele razy, w Poznaniu i podczas występów zespołu za granicą. Odnosiła sukcesy w rolach pokrewnych: Odetty-Odylii w Jeziorze łabędzim i w partii primabaleriny w Sylfidach Michaiła Fokina do muzyki Fryderyka Chopina.
W Operze Poznańskiej kreowała także czołowe partie w nowych baletach Conrada Drzewieckiego. Była czołową solistką w Valses nobles et sentimentales i La Valse do muzyki Ravela, w Błękitnejrapsodii Gershwina, Marią Taglioni w Pas de quatre do muzyki Glinki, Ofelią i Julią w Improwizacjach do Szekspira z muzyką Ellingtona i Szostaka, Muzą w Muzyce uroczystej do muzyki Haendla, tytułową bohaterką Ognistego ptaka Strawińskiego, główną solistką w Divertimencie Bartóka, w Adagietcie Mahlera i w Les Biches Poulenca. Wielokrotnie tańczyła na czele poznańskiego zespołu podczas występów gościnnych we Włoszech, w Strasburgu i Budapeszcie.
Osobowość artystyczna Olgi Sawickiej była czymś niepowtarzalnym w balecie polskim. Do legendy przeszła jej niezwykła uroda sceniczna, idealna sylwetka, talent liryczny i predyspozycje aktorskie, świetna technika, lekkość, zwiewność, wdzięk i naturalność tańca. Była wprost stworzona do ról w repertuarze romantycznym, które wykonywała z ogromną gracją, czarem i wyrazistością.
Primabalerina pożegnała się ze sceną w 1974 roku. Przez kolejny sezon kierowała jeszcze baletem w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, ale szybko zrezygnowała, wycofując się z czynnego życia artystycznego. Pozostała jednak wierna baletowi i swemu teatrowi jako honorowy widz przedstawień poznańskiego zespołu. Pojawienie się Olgi Sawickiej na widowni wzbudzało tam zawsze serdeczne zainteresowanie wszystkich, którzy wciąż pamiętali wspaniałe kreacje sceniczne wybitnej baleriny. W 2009 roku artystka wydała bogato ilustrowaną książkę autobiograficzną Życie z tańcem, w której dzieli się swymi wspomnieniami w rozmowie z red. Stefanem Drajewskim.
Pozostała wciąż piękna, skromna, elegancka, pełna osobistego uroku i pokory wobec swojej sztuki. Zawsze życzliwa młodzieży baletowej i wszystkim nowym osiągnięciom baletu polskiego, chętnie dzieliła się swym doświadczeniem artystycznym i bogatymi wspomnieniami primabaleriny. Ostatni rok życia spędziła w Domu Artystów Weteranów w Skolimowie. Wielka Dama Polskiego Baletu.
Paweł Chynowski, fot. Adam Bernard