KULTURA NAWET W CZASIE WOJNY JEST ABSOLUTNIE NIEZBĘDNA
Z dyrektorem Waldemarem Dąbrowskim rozmawia Żenia Klimakin
Żenia Klimakin: Czy trzy lata temu, kiedy wspólnie z Peterem Gelbem i Metropolitan Opera współorganizował pan i Teatr Wielki - Opera Narodowa Ukrainian Freedom Orchestra jako projekt przede wszystkim symboliczny, pokazujący solidarność świata z walczącą Ukrainą, myślał pan, że tyle to potrwa? Zaczyna się czwarty rok wojny pełnowymiarowej.
Waldemar Dąbrowski: Niestety myślałem, chociaż miałem nadzieję, że się mylę. My, Polacy, mamy bardzo dotkliwe doświadczenia historyczne z rosyjskim, potem radzieckim, dzisiaj znów rosyjskim, imperializmem. Sam mam rosyjskich przyjaciół, w tym wybitnych artystów, o których nieustannie myślę. Dziś wszyscy zmagamy się z tym niezrozumiałym fenomenem państwa i społeczeństwa, które ma trudność we wprowadzeniu porządku na przedmieściach Moskwy, a chciałoby rządzić światem. Skąd to ich uzurpowanie sobie prawa do zarządzania wielką częścią świata?
Skąd?
Tego właśnie nie rozumiem. Być może z defetyzmu, ze sposobu zarządzania w sferze politycznej obietnicą lepszego życia i z braku wiary większości społeczeństwa, że to się kiedykolwiek zdarzy. Potrzebne są więc pewnego rodzaju głębokie emocje: poczucie sukcesu, wierność idei wielkiej Rosji i miara cierpienia. Rosjanie doświadczali nieskończonego cierpienia, a nie boli ich, że ofiarują to innym. To głęboki moralny problem.
W 2022 roku wycofał pan z repertuaru wszystkich kompozytorów rosyjskich. Trwa to do dziś.
Zrobiłem to z bólem serca, ale to był element gestu solidarności z Ukrainą. Nie mogłem ani tego zrozumieć, ani tym bardziej się z tym zgodzić, że Rosja traktuje Ukrainę jak zbuntowaną prowincję, odmawiając jej tożsamości kulturowej i pragnienia tworzenia nowoczesnego państwa. Mówi się, że wojna w Ukrainie nie jest wojną społeczeństwa rosyjskiego. Przepraszam, ale to nieprawda. Wojna w Wietnamie nie była wojną społeczeństwa amerykańskiego. Tam większość środowisk artystycznych, naukowych, uniwersytety, młodzież protestowała przeciwko wojnie. Niech ktoś pokaże protesty masowe w Rosji.
(...) Organizując koncerty Ukrainian Freedom Orchestra z Peterem Gelbem i Keri-Lynn Wilson, która była ich pomysłodawczynią, która ma ukraińskie korzenie i autentycznie żywy stosunek do swojej ukraińskiej przynależności – zresztą na koncerty przyjeżdżała tu z Ukrainy jej kuzynka Nadia, która jechała kilkanaście godzin autobusem, żeby spędzić z nami kilka godzin – organizując te koncerty, odwoływaliśmy się do stwierdzenia Pani Prezydentowej Ołeny Zełenśkiej: „Nie oswajajcie się z naszym cierpieniem”. Podkreślałem to w każdym tekście, który pisałem jako wstęp do programów koncertów – wszędzie, w Hamburgu, Londynie, Amsterdamie, Paryżu, Waszyngtonie, Nowym Jorku i wielu innych wyśmienitych miejscach – i odnosiłem wrażenie, że to przesłanie Prezydentowej Zełenśkiej jest w coraz mniejszym stopniu uwzględniane przez rzeczywistość społeczną, medialną. Przykro to mówić, bo to wiodące państwa świata i wspaniałe społeczeństwa, a jednak rodzaj propagandy, który tego dotyczy, zamienia cierpienie ukraińskie w kadr filmowy czy news telewizyjny. Dlatego te koncerty wydawały mi się tak ważne. Na początku, kiedy muzycy ukraińscy wstawali i grali swój hymn, widziałem wzruszenie na twarzach ludzi wokół mnie. To był manifest tożsamości i pragnienia świata pokoju. To robiło wrażenie, ale za każdym razem coraz mniejsze. Potem ten hymn stał się już tylko piękną melodią. W przerwie jednego z koncertów w Hamburgu widziałem młodą skrzypaczkę, która ze łzami w oczach rozmawiała ze swoim ojcem, czuwającym w okopie, tam, gdzie cały czas latały kule. Tyle tylko, że widziałem to ja i może jeszcze kilka osób. Pojęcie wojny jest niezrozumiałe w esencji zła, które ze sobą niesie dla społeczeństw od pokoleń żyjących w dostatku.
Czym dla pana jest wojna?
Stworzyłem sam dla siebie najkrótszą definicję wojny: mama wychodzi po chleb i już nie wraca, a jej synek już nigdy nie zostanie przytulony. Jedno życie unicestwione, drugie okaleczone. Prawdopodobnie ta rana nie zagoi się na przestrzeni kilku pokoleń. I to jest doświadczenie codzienności ukraińskiej. (…)
Podczas koncertu będzie wykonana Oda do radości z IX Symfonii Beethovena, hymn Unii. W Ukrainie zrobiono eksperyment – zaaranżowano tekst hymnu ukraińskiego do tej melodii i okazało się, że brzmi to genialnie.
Traktuję to jako dobry znak. Wielcy poeci i kompozytorzy zawsze wyprzedzali swój czas. Tak jest i w tym przypadku.
Czy kultura w czasie wojny odgrywa jakąś szczególną rolę?
Osobiście nie doświadczyłem wojny, ale jestem z pokolenia, które wsłuchiwało się opowieści wojenne. Rozmowy moich rodziców, dziadków w czasie niedzielnych obiadów czy wspólnych świąt bywały nasycone wspomnieniami wojennymi. Pamiętam między innymi anegdotę, którą opowiedział mój tata. W czasie wojny, ktoś z gabinetu Churchilla przyszedł do niego i zaproponował, by zmniejszyć wydatki na kulturę. Na co premier Wielkiej Brytanii odpowiedział: „Zmniejszyć wydatki na kulturę, to o co my toczymy tę wojnę, panie ministrze?”. Kultura rozumiana jako aura, w której rozwija się każdy z nas, jako przestrzeń aspiracji i odpowiedź na przyrodzoną nam w życiu wrażliwość i potrzebę przeżywania szlachetnych emocji jest absolutnie niezbędna. Myślę, że w każdym czasie, także w czasie wojny.
Po 2022 roku światowe sceny otworzyły się na kulturę ukraińską, która przez stulecia tkwiła w cieniu kultury rosyjskiej. Czy polska publiczność dowiedziała się więcej o ukraińskich kompozytorach, utworach?
Owszem, z całą pewnością to nasycenie wartościami kultury ukraińskiej nie tylko w Polsce, ale w Polsce bardzo wyraźnie, istnieje. W swoim czasie wymyśliłem takie stypendium, Gaude Polonia. (…)
Wisława Szymborska napisała, że tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Wojna nas wszystkich mocno sprawdza. Czego się pan dowiedział o Polakach, o Ukraińcach?
Ukraińcy pokazali niewiarygodny hart ducha i miłość do ojczyzny. Gdy bolszewicy wykroili Ukrainę w ramach Związku Radzieckiego, stworzyli ją z trzech żywiołów. Zachodnią Ukrainę z tożsamością w dużej mierze opartej na antypolonizmie, bo myśmy się tam, oględnie mówiąc, nie najbardziej elegancko zachowali. Potem zdarzył się koszmar Wołynia. Zostawmy te sprawy historykom oraz Ministerstwom Kultury naszych krajów. Ukrainę Wschodnią budowano wokół rdzenia rosyjskiego…