Ludzie lubią takie położenia,
jakie w zwyczajnym życiu
widuje się tylko w operach.
Henryk Sienkiewicz
Listy pisane z Ameryki
Wiosną 2017 roku Marcin Fedisz, kierownik działu literackiego, marketingu i zarazem kurator Galerii Opera w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej, przygotowuje w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie wystawę poświęconą twórczości wielkiego scenografa Andrzeja Kreutz Majewskiego. Muzeum Teatralne, z całym swoim historycznym bogactwem, dołącza do tego przedsięwzięcia. Wybieramy obiekty.
W jednej z muzealnych szuflad, gdzie przechowywane są projekty scenograficzne Majewskiego, niespodziewanie dla mnie znajduję niewielki, drewniany element. To fragment makiety, rodzaj góralskiej bramy tryumfalnej.
– Skąd to się tu wzięło? – pytam koleżanek.
– Aaa… Majewski kiedyś przyniósł i dopytywał, czy nie wiemy, gdzie się podziała makieta.
Wzruszony goniłem po zakamarkach pamięci… To był rok 1982. Gabinet dyrektora Satanowskiego i spotkanie z realizatorami opery Harnasie Karola Szymanowskiego. Andrzej Majewski przedstawia kończony nocą projekt scenograficzny i… budzi zachwyt wszystkich obecnych artystyczną wizją. A moim zadaniem było przełożyć tę wizję na makietową rzeczywistość.
W trakcie konstruowania makiety spotykam się z Majewskim, a to w pracowni scenograficznej, to znów w pracowni modelatorstwa i rzeźby. Ja „tworzę” poszczególne elementy, a on akceptuje je lub taktownie sugeruje poprawki. Mniej więcej po dziesięciu dniach makieta była gotowa.
– Nie chciałby się pan zająć rzeźbą – zapytał, przyglądając się jej z uwagą. Kręcę przecząco głową i odpowiadam szczerze, choć nieroztropnie.
– To takie kruche, – miałem na myśli ten rodzaj drewnianego materiału, z którego była wykonana – bo ogień, bo woda, a z czasem próchno.
Makieta – starannie wycięte i oszlifowane drewniane ostrosłupy posklejane w bryłę podestów, horyzont „utkany” z kilkunastu srebrnych trójkątów i ta góralska tryumfalna brama. Każdy z tych elementów mógłby oczywiście istnieć jako samodzielne, rzeźbiarskie dzieło, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Podpatrywanie sposobu pracy tego wielkiego Artysty było wartością nadrzędną. Majewski popatrzył na makietę i na mnie, po chwili rzekł:
– Hmm… kruche… to co ja mam powiedzieć?
Wtedy nie zrozumiałem sensu tego ponadczasowego przekazu, tej zadumy wielkiego maga sceny. Nie wiem, dlaczego? Może dlatego, że w tamtej chwili byłem skupiony na powtarzanym w myślach pytaniu:
– Jak pan doszedł do tego pomysłu?
Zaryzykowałem i zapytałem. Majewski spojrzał na projekt, potem na makietę i jak echo powtórzył.
– Kruche…
Chwilę milczał, potem pokręcił głową tak jak człowiek, który prowadzi wewnętrzny, burzliwy dialog, gdy czemuś nie dowierza lub z czymś się w myślach nie zgadza.
– Niech pan sobie wyobrazi wielkie lustro – zaczął, tak jak się powierza komuś swój sekret – takie wielkie lustro, które wypełnia cały horyzont. I niech pan uderzy dokładnie w środek, ale tak, aby to lustro zbić… a kawałki tego rozbitego lustra niech się rozpadają i wirują w przestrzeni… w zwolnionym tempie… tak po całej scenie…
I nagle wkoło mnie zaczęły wirować te kawałki rozbitego lustra.
– Niesamowite… siedem lat nieszczęścia zamienione w sceniczny sukces…
Majewski milczał. Po chwili dodał jak mały, zawstydzony chłopiec.
– Niedawno zbiłem lustro.
Trzymam wciąż tę podstarzałą już drewnianą tryumfalną bramę. Czas wyeksponował sosnowe słoje, przytłumił dawne, intensywne kolory.
– A więc „kruchość” trwa. Rozbite lustro w mojej obudzonej wyobraźni wciąż wiruje.
Kruche?... Jak odrobić tę lekcję „z Majewskiego” daną trzydzieści sześć lat temu? Uparcie próbuję dojrzeć te fruwające kawałki szkiełek powleczonych cienką warstwą żywego srebra… Kruchość lustra… Przecież samo lustro jest bezwartościowe…! Wartość nadaje mu dopiero odbicie tego, co człowiek w nim zobaczy. To z takich rozbitych codziennością lustrzanych zdarzeń i wciąż wirujących kawałków rzeczywistości powstają dzieła artystów. I na końcu z takich kawałków rozbitych dzieł powstają ogrody pamięci, muzea, instytucje. Szuflady bram tryumfalnych…
Okruch lustra. Majewski. Był początek lat dziewięćdziesiątych. Późne popołudnie. Andrzej Majewski przychodzi do pracowni. Jest silnie wzburzony. Ja akurat buduję makietę do jego innego projektu, opery realizowanej za granicą. Trzeba małymi nożyczkami do metalu przyciąć z cienkiej mosiężnej blachy skomplikowany kształt. Majewski chce to zrobić własnoręcznie. Ciągle drży. Wiem, z jakiego powodu, bo opowiedział mi o tym. Sięgnął z trudem po nożyce i zaczął mozolnie walczyć z oporem metalu. Ja zająłem się czymś innym. Nagle Majewski zastyga w bezruchu.
– Znowu zepsułem.
Spoglądam. Stalowa, hartowana sprężyna zamocowana pomiędzy rączkami nożyc rozpadła się na kilkanaście elementów. Jej drobniutkie kawałki leżą na blacie, jakby strawione przez ogień. Jak to jest możliwe? Z technologii metali wiadomo, że proces rozhartowania może zajść w temperaturze od 200 do powyżej 500 stopni Celsjusza… Więc jak to?
Nożyce bez sprężyny są bezużyteczne. Majewski siedzi zakłopotany. Przeprasza. Pospiesznie obiecuje, że je odkupi. Rzucam zdawkowo, że nie ma potrzeby, że pod Pałacem Kultury i Nauki z polowego łóżka od Rosjan kupiłem za grosze parę takich nożyc. Wyjmuję z szafki te drugie i kładę je przed Majewskim, ale on już ich nie dotyka. Kończę wycinanie tego mosiężnego elementu sam. Majewski przygląda się, jest już wyciszony.
– Wie pan! – mówi po chwili – mam już zaprzyjaźnionego takiego… ślusarza…
Nie bardzo wiem o czym mówi. Czekam.
– Już trzeci zamek zepsułem… W drzwiach, w tych domowych. Kiedy tylko włożę klucz… i nawet nie zdążę go przekręcić, to tam… tam w środku… to coś… – patrzy na drobinki metalu leżące na blacie – pęka.
Kilka tygodni przed tym, jak Najważniejszy Ślusarz otworzył przed nim tryumfalną bramę, Andrzej Majewski zadzwonił do Muzeum Teatralnego. Odebrałem. Miał problem z mówieniem, z pamięcią. Chciał rozmawiać z kimś z Muzeum… Chciał coś przekazać, ale gubił się, nie pamiętał. Zakończyłem tę jego telefoniczną kruchość obietnicą, że popytam, że poszukam w Muzeum, że tak, że jak znajdę tego kogoś, z kim chciał się skontaktować, to przekażę…
Wojciech Darda-Ledzion
z Muzeum Teatralnego
przy Teatrze Wielkim - Operze Narodowej