Przypomnijmy, że święto ludzi tańca obchodzone jest od 1982 roku, kiedy to ustanowił je Komitet Tańca Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI). Od tego czasu, zamawiane jest z tej okazji specjalne orędzie u jednego z przedstawicieli międzynarodowej sztuki tańca i publikowane jest w całym świecie. W tym roku jego autorem jest Friedemann Vogel, gwiazda Baletu Stuttgarckiego:
ORĘDZIE KOMITETU TAŃCA ITI
Ruch jest początkiem wszystkiego – to nasz instynkt – a taniec to ruch oczyszczony i dopracowany tak, byśmy mogli się nim komunikować. Oczywiście perfekcyjna technika taneczna jest istotna i może robić wrażenie, ale w ostatecznym rozrachunku istotą tańca jest to, co tancerz i tancerka potrafią wyrazić w najdrobniejszym szczególe ruchu.
Jako tancerze i tancerki jesteśmy w ciągłym ruchu. Nieustannie dążymy do tego, by wykreować niezapomniane momenty poruszenia. Bez względu na gatunek tańca, w którym się poruszamy. I gdy nagle okazuje się, że nie możemy występować na żywo, bo teatry są zamykane, a festiwale odwoływane – nasze rozpędzone światy raptownie stają w miejscu. Żadnego kontaktu fizycznego. Żadnych przedstawień. Żadnej publiczności. Po raz pierwszy w historii najnowszej cała społeczność taneczna stoi przed wyzwaniem, by utrzymać motywację i odnaleźć rację bytu.
Jednak to właśnie wtedy, gdy tracimy coś cennego, zaczynamy doceniać prawdziwą wartość naszego działania i znaczenie tańca dla całego społeczeństwa. Tancerze i tancerki często spotykają się z szacunkiem za wyjątkową sprawność fizyczną, mimo że naszą ogromną siłą jest przecież psychika. Wierzę, że to niepowtarzalne połączenie sprawności fizycznej i psychicznej pomoże nam przezwyciężyć trudności, stworzyć siebie na nowo, by móc dalej tańczyć i inspirować”.
Dodajmy, że cztery lata temu zrodziła się także nasza analogiczna lokalna inicjatywa, pilotowana przez Fundację na rzecz Sztuki Tańca pod przewodnictwem Bożeny Kociołkowskiej. Fundacja zwraca się każdego roku do wybranego polskiego artysty o napisanie okazjonalnego orędzia z tej okazji i rozpowszechnia je z okazji tego święta. Tym razem napisał je Wojciech Kępczyński, reżyser, choreograf i dyrektor warszawskiego Teatru Muzycznego „Roma”.
ORĘDZIE FUNDACJI NA RZECZ SZTUKI TAŃCA
Taniec zawsze był dla mnie – i myślę, że nie tylko dla mnie – jedną z najbardziej autonomicznych sztuk uprawianych przez człowieka. Czymże jest bowiem taniec, jeśli nie ruchem, gestem i znakiem – rozpoznawalnym i przenoszącym się̨ bez konieczności jego tłumaczenia ponad granicami językowymi, ponad granicami państw, kontynentów i kultur? Taniec ma tę przewagę̨ nad muzyką czy malarstwem (które też przecież tłumaczenia nie potrzebują̨), że instrumentem jest tu sam człowiek i niepowtarzalny, indywidualny dla każdego, fizyczny sposób ekspresji. Bodaj jedynym ograniczeniem może być tutaj niedoskonałe ludzkie ciało. Ale nawet w swej niedoskonałości jest ono prawdziwe i ujmujące, a wprowadzone w świadomy ruch stanowi jeden z najpiękniejszych, najbardziej plastycznych widoków jakie zna ludzkość.
A jednocześnie sztuka tańca jest niezwykle ulotna. Istnieje tylko w danej chwili, w danej sekundzie, kiedy tancerz lub tancerka wykonują̨ jakąś mniej czy bardziej skomplikowaną figurę̨, krok czy piruet. Co więcej, doświadczeń czasem iście metafizycznych dostarczyć może tylko oglądanie baletowego mistrzostwa na żywo. Wszelki telewizyjny albo filmowy zapis obrazu, nawet transmisja na żywo, to jedynie namiastka i "ersatz" tego, czym jest obcowanie z artystą, który ze sceny, poprzez ruch i gest napełnia widzów emocjami.
Ta konstatacja prowadzi w sposób nieuchronny do refleksji nad okolicznościami, w jakich przyszło nam żyć od ponad roku. Zamknięte teatry, opery, odwołane koncerty, festiwale czy konkursy i brak obcowania z żywą kulturą w sposób może mało namacalny, ale jakże dotkliwy, pozbawia nas znaczącej części naszego człowieczeństwa. Niektórzy twierdzą, że tego typu wydarzenia kulturalne można przenieść do Internetu i bez straty oglądać online. Nie. Nie można.
Kiedy jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku byłem na stypendium w Paryżu i Brukseli, zetknąłem się̨ z choreografią Maurice’a Béjarta i niezwykłym teatrem Petera Brooka. Idee Empty Space, nacisk na grę aktorską i taniec w pustej przestrzeni scenicznej są mi najbliższe i towarzyszą mi w pracy w teatrze do dziś. Kiedy więc dzisiaj czasem oglądam w telewizji jakieś materiały z pracami tamtych artystów, nadal jestem pełen podziwu dla ich kunsztu – ale wtedy wracają̨ do mnie tamte wspomnienia i myślę̨ o tym, jakie miałem szczęście mogąc podziwiać to wszystko na własne oczy, na wyciagnięcie ręki. W takich momentach, z jeszcze większą̨ siłą, wraca przekonanie o dzisiejszym dramacie żywej kultury.
A jednak, mimo tego chwilowego pesymizmu, warto spojrzeć poza horyzont. Perspektywa minionych lat i wieków pozwala nam dojść do wniosku, że kultura przeżyła już nie takie społecznościowe i polityczne turbulencje – i zawsze podnosiła się̨ mocniejsza, z nową siłą i z nowymi chęciami. Podobnie jest z tancerzem, który w czasie swojego występu potknie się̨ i upadnie. Choćby nawet skręcił nogę̨, zerwie się, zaciśnie zęby, przełknie łzy bólu i zrobi wszystko, aby tańczyć dalej.
Co jest pocieszające w tych niepewnych czasach? Chyba to, że taniec jako forma ekspresji, nie ogranicza się̨ tylko do baletu, teatru czy opery. Mówiąc „taniec” nie myślmy o tylko o tym pięknym, wystudiowanym, klasycznym ruchu. To przecież także taniec współczesny, ze wszystkimi jego odmianami, to i hip-hop, i taniec musicalowy, i taniec towarzyski czy wreszcie taniec amatorski. Bo najpiękniejsze jest to, że – choć to truizm – tańczyć może każdy i wszędzie. Nawet ci, którzy uparcie twierdzą, że „nie umieją̨ tańczyć”. Liczy się przede wszystkim wyrzucenie z siebie emocji, wyrwanie się̨ z ludzkich przecież okowów wstydu, tremy i przekonania o braku talentu. To wystarczy – bo każdy od wieków tańczył przede wszystkim dla siebie. Pięknie ujął to kiedyś Bob Fosse, guru choreografów i reżyserów teatralnych: „Ludzie rodzą̨ z instynktem wyrażania siebie poprzez ruch. Człowiek pierwotny, jeszcze zanim zaczął komunikować się̨ słowami, tańczył w rytm bicia swojego serca”.
Dlatego – choć czas temu raczej nie sprzyja – bądźmy dobrej myśli. Taniec zawsze w nas był, nadal w nas jest i przeżyje w nas. Tańczmy więc!”.
Na zdjęciu: tańczy Yuka Ebihara, fot. Ewa Krasucka