W Polsce żyje niemal 500 gatunków pszczół. Zaliczamy do nich m.in. trzmiele (mylnie nazywane bąkami), murarki, zadrzechnie, miesierki, lepiarki, pszczolinki i wiele innych owadów o uroczych, ale niewiele mówiących laikowi nazwach. Najczęściej jednak słowa „pszczoła” używamy na określenie jednego konkretnego gatunku – pszczoły miodnej (Apis mellifera). To właśnie ona zamieszkuje stawiane przez ludzi ule, produkuje miód i pozostaje najmniejszym, a przy tym najbardziej pracowitym zwierzęciem gospodarskim.
Pasiaste pracusie
W pojedynczym ulu mieszka kilkadziesiąt tysięcy pszczół. Stanowią jedną wielką rodzinę – każda z nich była kiedyś malutkim jajeczkiem zniesionym przez wspólną matkę. To najważniejsza postać w ulu, stale otoczona świtą złożoną ze swoich córek, które ją czyszczą, poją i karmią. Mimo tych przywilejów, życie matki – tak samo jak każdej innej pszczoły w rodzinie – wypełnione jest ciężką pracą. Polega ona na składaniu jajeczek do komórek plastra, a to naprawdę tytaniczne zadanie. Większość pszczół żyje zaledwie kilka tygodni, więc aby wielotysięczny ul stale tętnił życiem, matka musi składać nawet do 2000 jaj dziennie.
Z jajeczek wykluwają się czerwie, czyli larwy pszczół, przypominające białe, tłuste robaczki. Jak przystało na dobrze zorganizowaną społeczność, każdy czerw przez całe dzieciństwo grzecznie pozostaje w swojej komórce. W tym czasie jego starsze siostry karmią go miodem, pyłkiem kwiatowym i tzw. mleczkiem pszczelim. A kiedy już odpowiednio podrośnie, zamurowują wejście do komórki, zapewniając mu spokój potrzebny do przeobrażenia się w dorosłą pszczołę. Po przepoczwarzeniu się, młoda pszczoła samodzielnie przegryza wieczko i wydostaje się na zewnątrz. Jeżeli jest samicą, od razu przystępuje do pracy jako robotnica. Początkowo udziela się wyłącznie w ulu: sprząta, karmi larwy, produkuje wosk, buduje plastry lub pilnuje wejścia do ula. Później staje się zbieraczką i zostaje wysłana na dwór, skąd przynosi nektar, pyłek i wodę. Pracę tę wykonuje do samej śmierci, która następuje zwykle po kilku tygodniach od wygryzienia się z komórki. Jedynie robotnice przychodzące na świat pod koniec lata żyją dłużej – mogą przetrwać całą zimę i doczekać kolejnej wiosny.
Matka jest tylko jedna (ale ojców wielu)
Robotnicami jest zdecydowana większość pszczół w rodzinie, jednak z jajeczek wykluwają się też samce, nazywane trutniami. Nigdy nie podejmują się żadnej pracy i nawet karmione są przez swoje siostry. Dlatego właśnie słowa „truteń” używamy niekiedy na określenie nieroba i lenia. Samiec pszczoły ma w życiu tylko jedno zadanie: zostać ojcem. Kiedy dotychczas panująca matka zginie, wyprowadzi się z ula wraz z częścią pszczół lub jest już zbyt stara, aby pełnić swoje obowiązki, robotnice zaczynają szykować jej następczynie. Na plastrach pojawiają się specjalne, większe komórki, zwane matecznikami. Czerwie, które do nich trafiają, otrzymują specjalną dietę bogatą w mleczko pszczele. Dzięki temu przeobrażają się nie w robotnice, ale w młode matki. Macierzyństwo pisane jest jednak tylko jednej z nich – tej, która wydostanie się z komórki jako pierwsza i zabije żądłem konkurentki. W ten sposób natura wybiera najsilniejszą matkę. Potem przychodzi pora na lot godowy, służący wyborowi najsilniejszego ojca. Matka ulatuje wtedy wysoko do góry, gdzie jedynie najszybsze i najwytrwalsze trutnie są w stanie przekazać jej swoje plemniki. Zbiera je od kilku samców i przechowuje w swoim ciele przez resztę trwającego kilka lat życia, wykorzystując do stopniowego zapładniania jajeczek. Trutnie natomiast mają przed sobą bardziej ponury los. Te, którym udało się kopulować z matką, natychmiast umierają. Pozostałe żyją nieco dłużej, ale ponieważ nie ma z nich żadnego pożytku, jesienią zostają wyrzucone z ula i giną z głodu.
Kwiaty & Pszczoły Sp. z o.o.
Pszczoły żywią się niemal wyłącznie pyłkiem i nektarem zbieranym z kwiatów. Bez kwiatów nie byłoby zatem pszczół, ale ta zależność działa również w drugą stronę – bez owadów nie byłoby kwiatów. Rośliny wytwarzają kolorowe płatki, piękny zapach i słodki nektar wyłącznie z myślą o małych, skrzydlatych zapylaczach. Współpraca między roślinami a pszczołami trwa od ponad 100 milionów lat i przynosi ogromne korzyści obu stronom. Pszczoły wysysają z dna kwiatowego nektar i gromadzą go w swoim wolu, czyli rozszerzonej części przełyku. Słodki ładunek może stanowić nawet połowę wagi samej zbieraczki! Nektar przyniesiony do ula odbierany jest przez robotnice, które mieszają go ze swoją śliną i wypluwają do komórek plastra. Następnie należy poczekać, aż zawarta w mieszaninie woda odparuje, co pszczoły przyspieszają, wytwarzając za pomocą setek skrzydeł podmuchy suchego powietrza. Dojrzały miód składa się głównie z cukru, dzięki czemu nie psuje się i stanowi trwały zapas pożywienia dla rodziny. Oprócz nektaru, pszczoły zbierają też pyłek. Podczas odwiedzin na kwiecie osadza się on na włoskach porastających ciało zbieraczki. Pszczoła zgarnia go następnie specjalnymi grzebykami na odnóżach i gromadzi w tzw. koszyczkach czyli specjalnych zagłębieniach ostatniej pary nóg. Później ze zgromadzonego w komórkach plastra pyłku powstaje pożywna kiszonka nazywana pierzgą.
A co z tej współpracy mają rośliny? Najkrócej rzecz ujmując: nasiona. Podróżując z kwiatka na kwiatek, pszczoły przenoszą pyłek. Nawet jeśli większość tego pyłku trafi do koszyczków zbieraczki, a później do ula, to i tak kilka ziaren zawsze dotrze tam, gdzie trzeba, czyli na słupek innego kwiatu tego samego gatunku. W ten sposób dochodzi do zapylenia, co jest niezbędne do powstania owoców i zawartych w nich nasion. Zapylaczami są różne owady, m.in. motyle, chrząszcze czy muchówki, ale żadne nie dorównują pszczołom skutecznością. Po pierwsze, wspomniane już włoski na ciele wyjątkowo dobrze zbierają pyłek. Po drugie, pszczoły jako jedyne wykazują tzw. wierność kwiatową. Oznacza to, że kiedy robotnice zaczną zbierać nektar np. z jabłoni, to każda zbieraczka w rodzinie skupia się wyłącznie na nich, nawet jeśli w pobliżu kwitną również grusze. Dopiero po zakończeniu pracy na jabłoniach, cała wielotysięczna brygada przestawia się na inny gatunek. Taki sposób pracy sprawia, że pyłek jabłoni dużo częściej trafia na kolejną jabłoń niż na kwiat innego gatunku. A o to przecież właśnie chodzi roślinom.
Pszczoły wśród ludzi
Na dorodnych owocach i licznych nasionach pozyskiwanych z roślin uprawnych zależy też oczywiście ludziom. Dlatego dla naszych pól i sadów tak ważne jest skuteczne zapylanie. Pszczołom zawdzięczamy jabłka, gruszki, śliwki, czereśnie, arbuzy, melony, borówki, maliny, porzeczki, słoneczniki, morele, pomarańcze, dynie, pomidory, ogórki, papryki, migdały, kiwi, rzepak, kawę i wiele innych produktów. Nawet włókna na nasze ubrania pochodzą z puszystych owoców zapylanej przez pszczoły bawełny!
Znaczenie zapylaczy dla rolnictwa jest ogromne. W samej tylko Unii Europejskiej ich pracę wycenia się na 16 miliardów euro rocznie. W tym gigantycznym dziele hodowana przez ludzi pszczoła miodna wspomagana jest przez swoje dziko żyjące kuzynki. Jednak pszczołom coraz trudniej jest przetrwać w krajobrazie zmienionym przez człowieka. Pełne różnorodnych kwiatów łąki i lasy zastąpiliśmy polami obsadzonymi jednym tylko gatunkiem roślin. Nawet jeśli daje on pożywny nektar i pyłek, to kwitnie przecież tylko o określonej porze. Jednym z rozwiązań tego problemu jest stosowanie pasiek wędrownych. Ule ładuje się na samochody i wozi kolejno w okolice, gdzie w danej chwili kwitnie dużo kwiatów – najpierw na pola rzepaku, potem kolejno w pobliże akacji, lip i gryki, aż wreszcie na wrzosowiska. Jest to oczywiście bardzo korzystne dla uprawiających rzepak i grykę rolników. Na Zachodzie pszczelarze pobierają nawet całkiem spore opłaty za wypożyczanie swoich zapylaczy, zarabiając na tym często więcej niż na sprzedaży miodu. Co jednak mają począć dziko żyjące pszczoły, których nikt przecież nie wozi, aby pasły się na kwiatach? Dodatkowym problemem, zarówno dla pszczoły miodnej, jak i jej dzikich kuzynek, są stosowane przez ludzi środki owadobójcze. Zabijają one szkodniki upraw, ale są też śmiertelnie niebezpieczne dla zapylaczy.
W tej sytuacji okazuje się, że pszczołom całkiem dobrze żyje się w wielkich miastach. W przydomowych ogródkach, na balkonach i w parkach rośnie ogromne bogactwo najróżniejszych kwiatów, więc o każdej porze roku można zdobyć pożywienie. Środki owadobójcze również są stosowane wielokrotnie rzadziej niż na polach. Jedynym problemem może być znalezienie odpowiedniego mieszkania. Dzikie pszczoły, takie jak murarki, chętnie gnieżdżą się w różnych drobnych szczelinach i otworkach. Z myślą o nich przygotowuje się tzw. hotele dla zapylaczy, czyli małe zadaszone budki pełne pustych w środku trzcinek czy klocków drewna z nawierconymi otworami. Dla pszczół miodnych stawia się oczywiście ule. W centrum miasta coraz częściej robi się to na dachach budynków. W Warszawie podniebne pasieki znajdują się już m.in. na dachach Pałacu Kultury i Nauki, kilku galerii handlowych, Hotelu Regent, redakcji Gazety Wyborczej, a od niedawna również na tarasie Opery Narodowej. Miód pozyskiwany od miejskich pszczół spełnia wszystkie normy jakości, a swój niepowtarzalny smak zawdzięcza nektarowi wielu egzotycznych gatunków roślin sadzonych w stołecznych parkach i ogrodach.
Wojciech Grajkowski