Cóż mogłoby stanowić wystarczającą rekompensatę dla widzów Teatru Wielkiego - Opery Narodowej po tak długim czasie izolacji, jeśli nie jedna z najznakomitszych inscenizacji w reżyserii Mariusza Trelińskiego, jaką jest Madame Butterfly? Tym bardziej, że partię tytułową wykona na naszej scenie wybitna artystka Aleksandra Kurzak, która marzyła o niej już jako mała dziewczynka.
Aleksandra Kurzak regularnie występuje na najważniejszych estradach świata, m.in. Teatro alla Scala w Mediolanie, Wiener Staatsoper, Teatro Real w Madrycie, Metropolitan Opera w Nowym Jorku, Royal Opera House w Londynie. Bardzo ważną sceną w karierze Aleksandry Kurzak stała się Opera National de Paris, gdzie zadebiutowała rolą Adiny w Napoju miłosnym, a następnie konsekwentnie powiększała swój repertuar, wykonując szereg nowych partii, takich jak Micaela w Carmen, Alice Ford w Falstaffie, Vitellia w Łaskawości Tytusa, Violetta w Traviacie, Desdemona w verdiowskim Otello, oraz Elisabetta w Don Carlosie.
Historia Cio-Cio-San to w dorobku Giacomo Pucciniego jedna z najpiękniejszych oper o miłości. I pomyśleć, że premiera tego spektaklu w 1904 roku w mediolańskiej La Scali stanowiła jedno z najbardziej gorzkich doświadczeń życiowych kompozytora. Atmosfera, jaka panowała na widowni była trudna do wytrzymania. Publiczność skandowała: „Cyganeria!!!” – zarzucając autorowi powielanie fragmentów muzycznych, buczała, manifestacyjnie głośno ziewała. Spektakl okazał się całkowitą porażką. Również krytyka nie pozostawiła na kompozytorze suchej nitki. Po kilku wprowadzonych zmianach i wystawieniu w Teatro Grande w Brescii opera zakończyła się triumfem. Aż siedem fragmentów musiano bisować i od tamtej pory do dnia dzisiejszego jest to stała pozycja w repertuarze teatrów operowych całego świata.
Warszawska premiera Butterfly w reżyserii Mariusza Trelińskiego w 1999 powtórzyła sukces tamtego wystawienia. Spektakl zachwycił niemalże wszystkich, w tym samego Plácido Domingo: „Nigdy w swoim długim życiu nie widziałem tak świetnej inscenizacji Madame Butterfly. Ale nie tylko. To jest jedno z najpiękniejszych przedstawień, jakie w ogóle widziałem w operze...”– mówił w wywiadzie dla magazynu „Viva” w 2006 roku. I to za jego sprawą inscenizacja duetu Treliński – Kudlička trafiła na scenę Opery Waszyngtońskiej.
Amerykańska publiczność również była zachwycona, podobnie krytyka. W prasie roiło się od entuzjastycznych recenzji. „Inscenizacja ta jest logiczna i piękna w zupełnie nieoczekiwany sposób. Prawdopodobnie to właśnie proste dekoracje najbardziej ze wszystkiego skupiają uwagę tam, gdzie powinny − czyli na bohaterach oraz cudownej, zabarwionej Debussym partyturze Pucciniego, którą zagrała i zaśpiewała pierwszorzędna obsada” – donosił The Washington Times.
„Wszystko, co się pojawiło w tej operze, było tak zapadające w pamięć, że każdy, kto pragnie doświadczyć nadzwyczajnej siły dramatycznej tej inscenizacji, powinien przybyć tu jak najszybciej, przed ostatnim sobotnim spektaklem” – pisał David Patric Stearn w „The Philadelphia Inquirer”.
Madame Butterfly Mariusza Trelińskiego i Borisa Kudlički stanowiła wówczas wielki, bezprecedensowy w historii tego duetu sukces, który otworzył warszawskiej scenie operowej drogę do elitarnego grona teatrów, liczących się na świecie. Wystawiono ją bowiem kolejno w Teatrze Maryjskim w Sankt Petersburgu, El Palau de les Arts Reina Sofia w Walencji, Israeli Opera w Tel-Avivie, Teatro Lirico di Cagliari na Sardynii oraz w Royal Opera House Muscat w Omanie.
Treść opery nawiązuje do prawdziwej historii Tsuru Yamamury, zwanej przez otoczenie O-Czo-San – od motyla w godle rodzinnym. Żyła w latach 1851-1899 i poślubiła bogatego kupca angielskiego, który wkrótce ją porzucił. Pod wpływem doznanego zawodu miłosnego próbowała popełnić harakiri, w przeciwieństwie jednak do scenicznej bohaterki została odratowana.
Ze wszystkich postaci kobiecych w operach Pucciniego Butterfly jest najlepiej ujęta pod względem psychologicznym. Widzowie stają się świadkami jej próżnej nadziei, doznanego bezmyślnego okrucieństwa, dramatycznej decyzji, podjętej w wyniku utraty wszystkiego co miało dla niej znaczenie i stoickiej rezygnacji w finale spektaklu.
Płytki i lekkomyślny Pinkerton – to typowy przedstawiciel obyczajowości swoich czasów, długo nieświadomy sprawca niezamierzonego nieszczęścia. Nieopatrznie spowodował sytuację bez wyjścia, której tragizm dociera do niego dopiero w finałowej scenie opery.
Tych, którzy zasiądą na widowni Teatru Wielkiego - Opery Narodowej 5 i 7 marca, czekają trzy godziny emocji. Piękna i spójna inscenizacja z niesztampową, pozbawioną zbędnych rekwizytów i taniej egzotyki scenografią Borisa Kudlički oraz wysmakowanymi stylistycznie kostiumami Magdaleny Tesławskiej i Pawła Grabarczyka. I nade wszystko mistrzowska muzyka Pucciniego, a w niej wyobrażenia kompozytora na temat melodii japońskich dostosowane do systemu harmonicznego muzyki europejskiej. Znakomicie oddająca egzotyczny koloryt poprzez użycie skali całotonowej i skal specjalnych kompozytora, zwłaszcza w początkowych taktach preludium symfonicznego do trzeciego aktu. Nie wspominając o znakomitym duecie miłosnym pod koniec I aktu „Bimba dagli occhi” oraz przepięknej arii rozkochanej Cio-Cio-San: „Un bel di vedremo”. Orkiestrę Teatru Wielkiego - Opery Narodowej poprowadzi dyrektor muzyczny TW-ON Patrick Fournillier.